Panie i panowie,
dawno mnie tu nie było, wiem. Wiecie jak jest, szkoła, praca, wychodzenie z
psem, czytanie książek, filmy, seriale... jednym słowem - czas ucieka stanowczo
za szybko. Byłem niedawno w Polsce, na święta, i po powrocie stwierdziłem, że
może faktycznie warto by wrócić i zacząć znowu pisać. Jak zawsze nic nie
obiecuję, bo z tych moich obietnic na blogu to mało co wychodzi...Dzisiaj
zacznę od oceny dwóch linii lotniczych którymi latałem do i z Polski. Dlaczego?
Bo jestem absolutnie zdegustowany jedną z nich i zadowolony z drugiej.
Wersja angielska
Zacznijmy od
linii pod dumną nazwą "Norwegian Air Shuttle." Co przychodzi nam na
myśl, gdy słyszymy "Norwegia"? Prawdopodobnie zimno, śnieg,
Skandynawia, oraz wysokie blondynki o niebieskich oczach... No niestety, cała
załoga (być może z wyjątkiem pilotów, których nie miałem okazji poznać)
pochodziła z Azji. Nie wiem skąd, nie pytałem, ale jakbym miał strzelać to
pewnie była to Japonia. Ja zasadniczo małą uwagę zwracam na załogę, no
ale jednak jest różnica... Gdyby chociaż mówili po norwesku...
No ale dobra,
załoga to mały problem. Jedzenie to już coś znaczącego. Na dalekich lotach
gdzie w samolocie siedzi się po 10 godzin, są zazwyczaj dwa posiłki - jeden
przed połową lotu i jeden na 2-3 godziny przed lądowaniem. Taak. Norweskie
linie wyszły z założenia, że ich pasażerowie są bogaci, więc na takich
specjalnych monitorach można sobie kupić jąkaś kanapkę, czy coś, i obsługa to
przyniesie. Jak to ktoś kiedyś powiedział o kapitaliźmie: "nic nie ma za
darmo."
Kolejna rzecz -
przyzwyczajcie się, że będziecie latać tylko z naprawdę podręcznym bagażem.
Bagaż główny? Trzeba kupić, a i wtedy może być tylko do 20kg. Jeśli wasz bagaż
podręczny przekracza 10kg - trzeba nadać. Ile to kosztuje? Prawie 400
złotych...
Podsumowując -
jeśli latacie na krótki dystans, Warszawa-Londyn albo Warszawa-Oslo, i na
jakieś spotkanie gdzie nie potrzebujecie niczego poza notesem i laptopem, to
proszę bardzo. Bilety są raczej tanie, samoloty są normalne, siedzenia są
równie wygodne co w jakiejkolwiek innej linii. Jeśli jednak latacie na większe
dystanse i/lub macie tam dłuższą wizytę to już lepiej wybrać inne linie
lotniczne... Takie w których faktycznie dadzą wam jeść w trakcie.
Następne na
liście jest Aeroflot. Linie z tradycjami które widać już po ich symbolu -
sierp, młot, czerwona gwiazda. Bilety są prawdopodobnie najtańsze na rynku,
samoloty o dziwo są nowoczesne i nie rozpadają się w trakcie lotu śrubka po
śrubce, a jedzenie... tak, jedzenie jest jednym z najlepszych które do tej pory
widziałem w samolotach, a latałem już kilkoma liniami. Już po tych kilku
zdaniach możecie zauważyć, że lubię te linie. Taka jest prawda.
Załoga albo jest
z Rosji, albo przynajmniej mówi płynnie po rosyjsku. Oczywiście, mówiąc do nich
po angielsku narażacie się na ich niechęć i traktowanie jak obywatel drugiej
kategorii... no ale trudno. Nadal będą robić to co do nich należy i nadal
dostaniecie to co dostać powinniście - dwa posiłki, i dwa czy trzy razy coś do
picia (woda, herbata, sok, białe/czerwone wino).
I znowu - samolot
jest normalny, siedzenia są w porządku, okienka są takie jak zawsze... ale
jedzenie jest lepsze a bilety są tanie jak barszcz, zwłaszcza gdy kupowane
przed czasem.
Z tej walki
Aeroflot wychodzi zwycięsko, a Norwegian jest nisko jak dno Rowu Mariańskiego.
PS. Nie, nie ma żadnego tekstu o Walentynkach
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz