Panie i
panowie, mam przyjemność zaprezentować wam kolejny tekst. Ten tekst również był
komuś obiecany dawno temu i do tej pory niestety niedane mi go było dostarczyć.
Nie dlatego, że jest to trudny temat, (choć rzeczywiście takowy jest) lecz
raczej dlatego, że zwyczajnie nie miałem czasu. Byłem po uszy w książkach,
podręcznikach, sprawdzianach… Na koniec semestru niestety i tak nie osiągnąłem
wszystkich planów. Chyba tak czuł się Hitler, gdy mimo wszystkich swych planów
i prób nie zdobył Moskwy (dyskusja na ten temat odbędzie się, kiedy indziej)…
Tak czy inaczej wracam, z tematem, który jest nam wszystkim bliski, choć
podejdę do niego z dużo bardziej personalnej strony, zamiast błądzić po
uogólnieniach i próbach uwzględnienia wszystkich możliwych opcji. Panie i
panowie: Poszukiwania miłości i co z nią później zrobić.
Kocham „Batman: The Dark Knight,”
wiecie? I zaraz wam wyjaśnię, dlaczego. Nie dlatego, że to Batman. Ten
film kocham przede wszystkim ze względu na Jokera. Heath Ledger zagrał go w
sposób tak niesamowity, że nigdy nie potrafiłem i nigdy nie potrafię zapomnieć
„B:tDK.” W jednej ze scen mówi coś, co świetnie oddaje moje poszukiwania
miłości przez kilkanaście lat mojego cudownego życia: „Jestem jak pies goniący
samochody. Nie wiedziałbym, co z nim zrobić gdybym jeden dogonił.”
Taka jest prawda. Nie tylko zresztą z
miłością, i nie tylko w moim przypadku. Gonimy za różnymi rzeczami. Czy to za
pieniędzmi, czy to za sławą, czy to za szczęściem, ale bardzo często cały nasz
plan opiera się tylko i wyłącznie na drodze. Jesteśmy gotowi na poświęcenia by
się do tego celu dostać, lecz czy jesteśmy gotowi by go utrzymać? Czy po
dostaniu się tam gdzie chcemy, nie zacznie nas to zwyczajnie nudzić?
Myślicie,
że nie miałem takiej sytuacji? Fakt, nie zawsze piszę z doświadczenia, jednak
tym razem mam to nieszczęście. Był jeden taki związek (jedyny poważny, niestety
był on również na odległość… W pewien dziwny sposób mam nadzieję, że ona akurat
tego nie czyta), w którym się zakochałem po uszy, planowaliśmy wspólną
przyszłość, było wiele ciepłych słów i kilka dobrych wspomnień (nie, nie aż tak
dobrych jak wam się wydaje). Problem w tym, że kiedy już była „moja,” nie było
tego dreszczu emocji, nie było pościgów i wybuchów. Zaczęła być to po prostu
rzeczywistość. A potem się okazało, że ja nie dałem rady tego ciągnąć…
Dopóki
muszę się starać, dopóki nic nie jest pewne, dopóki nie jesteśmy w związku,
wszystko jest super, wszystko jest pięknie. Prę do przodu, i choćby miało to
zająć półtora roku, dam radę. Jestem wystarczająco cierpliwy (zwłaszcza, gdy
jestem zdeterminowany by osiągnąć ten cel). Jestem niczym dowódca
średniowiecznego oblężenia, który próbuje raczej zagłodzić wrogą twierdzę niż
próbować ją szturmować. Szturm jest niebezpieczny, można go przegrać, mówiąc
metaforycznie – można wykrwawić swoją armię tak, że dalsze oblężenie nie będzie
miało sensu. Zwykłe czekanie aż wróg sam się podda jest dłuższe, ale dużo, dużo
prostsze. Problem w tym, że oblegać a bronić to dwie zupełnie inne kwestie,
dlatego żołnierze rzadko są dobrymi królami… Zarówno w tej metaforze jak i w
historii świata.
Nie,
nie ma tu żadnego morału, żadnego przesłania. Jest to jeden z tych tekstów,
którymi po prostu chcę się podzielić, opowiedzieć o tym, co mnie gryzie.
Zwłaszcza, że mogę nie być w tym jedyny. Może kiedyś będę mógł napisać „Poszukiwanie
Miłości część 2” w której opowiem jak sobie z tym poradziłem…?
Na razie pozdrawiam. Trzymajcie się ciepło
Świetne!
OdpowiedzUsuńwww.anioltrup.blogspot.com
Zapraszam.
Świetne!
OdpowiedzUsuńwww.anioltrup.blogspot.com
Zapraszam.