W pewnym momencie w naszym życiu przychodzi taki moment, gdy widzimy kogoś lepiej
zbudowanego fizycznie (Przykład 1, Przykład 2) i zupełnie nagle czujemy ochotę
żeby iść, zrobić wszystkie rodzaje tych ciekawych, dziwnie wyglądający ćwiczeń,
mając nadzieję, że to nas magicznie odmieni. Problem w tym, że kiedy w końcu wyjdziemy
na zewnątrz... zauważymy, że jest mnóstwo ludzi, którzy są lepsi od nas, i to
sprawi, że poczujemy się nieswojo, i stwierdzimy, że chyba lepiej wrócić do
domu. "Pizza nie zadaje pytań," ponieważ "pizza kocha
bezwarunkowo." A może to tylko ja? Nie wiem. Być może wy nie macie takich
problemów...
Ten tekst jest również dostępny w języku angielskim
Ten tekst jest również dostępny w języku angielskim
Mam długą
historię prób, i porażek, żeby zacząć robić coś (w sensie: ćwiczyć) w moim
wolnym czasie. Kenpo Karate trochę pomogło, ale ostatnio nie mogłem
uczestniczyć w treningach (w sensie: codziennie zamykam sklep a trening się właśnie
wtedy zaczyna, nie dałbym rady tam dotrzeć dostatecznie szybko), i to mnie
zostawiło pustym i wypranym z jakichkolwiek chęci do czegokolwiek. No ale, oglądałem
niedawno "Daredevil" i "Kompanię braci" (widziałem to już
trzy razy, ale myślę, że to naprawdę dobry serial), i widziałem, jacy oni
wszyscy są szybcy, świetnie wyszkoleni, i jaki miało to wpływ na ich życie (co
nie znaczy, że będę walczyć z mafią, z nazistami, albo z kosmitami na własną
rękę, bardzo dziękuję), i czułem, że może ja też powinienem coś zrobić.
Decyzja przyszła
nagle. Miałem buty do biegania (które dla mnie są butami na codzień, bo są
wygodniejsze niż jakiekolwiek inne buty), znałem swoją okolicę, wiedziałem
gdzie biegać... No i pewnego dnia, niedługo po tej decyzji o której wspomniałem
dwa zdania wyżej, skończyłem pracę, i obiecałem sobie, że pójdę biegać.
Dlaczego po pracy? W Kalifornii, przez większość roku od 8 rano do 18 jest dla
mnie po prostu za gorąco i nie mogę sobie z tym poradzić. Dlatego, kiedy zamykam
o godzinie 19, temperatura zdąży trochę spaść i asfalt wystygnąć. Zanim
wróciłem do domu, wypiłem coś i zmieniłem spodnie, była już godzina dwudziesta.
No, w każdym
razie pobiegłem. Słuchałem jakiejś dudniącej muzyki ze słowami które nie miały
większego sensu, a kiedy dotarłem do miejsca, zdałem sobie sprawę, było tam już
kilka innych osób. Pomyślałem, że skoro już i tak tam byłem, to mogę
przynajmniej coś zrobić. Ale cokolwiek bym nie robił, był jeden mężczyzna
biegający od jednej maszyny do drugiej i ćwiczący non-stop. To było dosyć
przytłaczające. Miałem wrażenie, że nigdy nie dałbym rady robić czegoś takiego.
Następnego dnia zrobiłem to samo i znowu tam pobiegłem, jest idea
"drugiego dnia" do której wrócę w następnym paragrafie, i tym razem spotkałem
kogoś innego, najwyraźniej boksera. Mogę śmiało powiedzieć, że był niesamowity,
a to jak szybko robił swoje ćwiczenia było daleko poza moim zasięgiem. Jednak
piękno drugiego, trzeciego, czwartego etc. dnia jest to, że zaczynasz coraz
mniej dbać o innych ludzi którzy z jakiegoś powodu są w tym miejscu.
Teraz idea drugiego
dnia: To co zauważyłem to fakt, że pierwszy dzień ćwiczeń zawsze jest łatwy. To
mieszanka adrenaliny i poczucia, że robisz coś dobrego, potrzebnego, fajnego...
Następnego dnia to wszystko znika i jesteś sam na sam z bólem mięśni, i myślami
„może zamiast pójść dziś, pójdę jutro?" Jeśli na drugi dzień możesz zrobić
to samo, co zrobiłeś pierwszego dnia, moje doświadczenie mówi mi, że trzeciego dnia
też to zrobisz, i już się nie zatrzymasz. Drugi dzień jest absolutnie najważniejszym
momentem. Drugi dzień zadecyduje przyszłości twoich ćwiczeń. I prosta rada -
nie trzeba mówić ludziom, że zaczynasz coś robić, bo jeśli zatrzymasz się na
tym pierwszym dniu, wcale nie będziesz dobrze wyglądać. Lepiej jest powiedzieć
im później, po trzech lub czterech dniach, gdy już wiesz, że dajesz radę. Pozwala
to zaoszczędzić trochę honoru ;-)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz