Dzisiaj krótko i na temat. Długo
mnie tu nie było, wróciłem na chwilę, znowu zniknąłem… To nie tak miało być.
Internet zawsze zabija całą kreatywność i każdą, najmniejszą nawet chwilę czasu.
Zwłaszcza gdy się okazuję, że ktoś ma zamiar studiować w temacie komputerów…
Dlatego dzisiaj,
opowiem o mojej drodze po internecie. Dawno, dawno temu zacząłem używać Naszą-Klasę
(to jeszcze istnieje? Wie ktoś?). Nie byłem na MySpace ani na innych takich.
Mój pierwszy duży, zagraniczny portal społecznościowy to Facebook, na którym
jestem do dzisiaj, i nad którego usunięciem się od dwóch tygodni zastanawiam.
Było fajnie, to prawda. Nigdy nie przejmowałem się ilością znajomych ale ta
liczba wydawała się powoli iść w górę… Najpierw Facebook był moim największym oknem
na świat, i najlepszym komunikatorem z ludźmi których znałem. Dzisiaj to już niepotrzebny
nałóg, coś co chciałbym zostawić za sobą. Z drugiej strony, są ludzie z którymi
mogę się komunikować tylko przez Facebooka, więc chcąc nie chcąc, muszę go
nadal trzymać…
Oprócz tego nieco
ponad rok zacząłem przeglądać Reddit i nieco ponad pół roku temu założyłem tam
konto. Było fajnie, co by nie mówić. Nie szukałem innych stron o podobnym
profilu, bo Reddit zajmował od cholery czasu. Każde odświeżenie strony dawało
coś nowego, interesującego, śmiesznego. Niemniej jednak Reddit miał problemy jakiś
czas temu, więc skasowałem konto i przeniosłem się na Voat, podobną stronę,
tylko z innymi (lepszymi) ludźmi. I to też zajmuje strasznie dużo czasu…
Oprócz tego jakiś
czas temu zainstalowałem na telefonie „Game of War,” grę strategiczną w realnym
czasie. Nie wiem ile czasu na to poświęciłem ale niektóre soboty przemijały
tylko i wyłącznie na graniu. Trochę pieniędzy też w to wpakowałem… Teraz zabawa
się skończyła, ludzie z którymi zaczynałem zaczęli powoli znikać, zaczęło się
to wszystko robić zwyczajnie nudne. Za niedługo pewnie sprzedam konto i
zapomnę, że kiedykolwiek w to grałem.
Wracam do nauki
Pythona, bawię się trochę z terminalem PowerShell, miałem ostatnio dużo zabawy
i jeszcze więcej bólu głowy z instalowaniem wirtualnej maszyny z Ubuntu. Mój
ekran ostatnio wyglądał Tak, gdy miałem otwartego Pythona, albo Tak, gdy nadal
robiłem coś z PowerShell, albo eventualnie Tak po tym jak w końcu
zainstalowałem Ubuntu (instalacja nie przebiegała wcale bezproblemowo, robiłem
testy, żeby dojść do sedna problemu, w końcu zainstalowałem inny wirtualny dysk
i wszystko jakoś poszło).
Lubię komputery.
Lubię siedzieć i coś robić z komputerem. A internet… Internet od zawsze
był jedną, wielką czarną dziurą. Wchodzisz
szukając poprawek do Windowsa, a kończysz oglądając na YouTube jak jaskółki
robią sobie gniazda…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz