piątek, 24 października 2014

Jak Szlachetna Akcja Przegrała z Rzeczywistością

Panie i panowie, dawno mnie tu nie było. Uwierzcie mi, miałem od cholery do zrobienia. Siedem stron raportu na biologię to tylko jedna z tych rzeczy, nie wspominając o stu pięćdziesięciu stronach podręcznika do nauczenia się niemalże na pamięć... Tak czy inaczej dziś jest chwila spokoju, więc czas oczyścić pulpit z różnego rodzaju plików. Tak się złożyło, że na pulpicie był również ten tekst, długo niepoprawiony, długo niesprawdzony, długo niedokończony. Dziś już mniej aktualny, jeśli chodzi o wydarzenia, lecz chyba przesłanie nadal jest ważne. Oceńcie sami :)

Wszyscy słyszeliście na pewno o „Ice Bucket Challenge” i pomaganiu ludziom z ALS, czyli Stwardnieniem Zanikowym Bocznym, lub inaczej chorobą Lou Gehriga. Sprawa stała się głośna na cały świat zaraz po tym jak internet obiegły filmiki ludzi oblewających się wodą z lodem, wśród których pojawili się ludzie znani, tacy jak Bill Gates czy Leonardo DiCaprio, jak i kompletnie zwyczajni, jak na przykład wasz sąsiad. Wydaje się jednak, że nikt już nie pamięta, po co ta akcja powstała i dlaczego powinna być kontynuowana. Nie jest to bowiem zwykły żart dla wywołania uśmiechu w deszczowy poranek. Jest to coś dalece ważniejszego.

Czym jest owa choroba? Jest to choroba śmiertelna polegająca na stopniowym zaniku mięśni. Pierwszymi objawami są zaniki mięśni rąk oraz niedowład kończyn dolnych. Później zaczynają zanikać kolejne grupy mięśniowe z charakterystycznymi, drobnymi skurczami i drżeniem członków. Powoli, acz systematycznie, pogarsza się sprawność ruchowa, a w późniejszych etapach choroba prowadzi do całkowitego paraliżu i ostatecznie śmierci wskutek niewydolności oddechowej (paraliż mięśni oddechowych). Choroba trwa zazwyczaj od trzech do pięciu lat, jednak znane są przypadki dłuższej walki takie jak astrofizyk, prof. Stephen Hawking, który walczy z chorobą od ponad 40 lat czy amerykański gitarzysta Jason Becker, który podczas choroby wydał już dwie płyty. Zazwyczaj choroba Lou Gehriga nie dotyka jednak sfery intelektualnej człowieka.

Nie ma aktualnie żadnego realnego sposobu leczenia ALS, ani jednoznacznej przyczyny zachorowań, znane są jedynie leki pomagające wydłużyć życie chorych o dwa, trzy miesiące w warunkach laboratoryjnych. Z tego powodu tak ważny jest „Ice Bucket Challenge” oraz donacje na rzecz ALS Association (ALSA). Są ludzie, którzy zarabiają na życie siedzeniem w laboratorium i próbowaniem wynalezienia czegoś nowego, co może pomóc ludziom. Są też ludzie, którzy umierają każdego roku, ponieważ te laboratoria nie są w stanie wyprodukować nic, co mogłoby rzeczywiście zatrzymać postęp choroby. Potrzeba więcej badań. Problem w tym, że takie badania kosztują… Ktoś, nie wiadomo do końca kto, stwierdził, że ludzie sami z siebie nie wpłacą nawet złamanego centa na ten cel, więc na przełomie 2013 i 2014 roku przez Stany Zjednoczone przesunęła się pierwsza fala wyzwań dotyczących zimnej wody. Później zostało to oficjalnie zaakceptowane i promowane przez ALSA, a 17 września (tak, zaledwie kilka dni temu) osiągnięty został poziom stu siedemnastu milionów dolarów przelanych na ich konta w celu wsparcia badań i leczenia pacjentów.

W tym miejscu chciałbym powróć do samej idei tego wyzwania. Cel jest prawdziwie zbożny i cieszący serce. Pomagamy ludziom, mamy swój wkład w przyszłość tego świata, robimy dobre uczynki… Ale czy na pewno? Na początku być może było to prawdą – ludzie przyjmowali wyzwanie, oblewali się wodą z lodem, wpłacali pieniądze i wyzywali swoich znajomych. Takie stare, dobre łączenie przyjemności z pożytecznym. Teraz jednak przejrzałem strony swoich „znajomych,” na Facebooku i zobaczyłem jak jedna z dziewcząt przyjęła wyzwania w imieniu swoich dwóch… psów! Nie do końca rozumiem tą ideę. Chciałbym wierzyć, naprawdę chciałbym, że zaraz po oblaniu tych biednych psów lodowatą wodą, poszła i wpłaciła, co najmniej dwadzieścia dolarów na ALSA, po dziesięć za każdego. Niestety znam ją odrobinę, i jestem niemal całkowicie przekonany, że zrobiła to tylko i wyłącznie dla żartu. Oto szlachetną ideę, zamieniliśmy w prostacki żart, w zwykłe „he he he.”

I to też nie jest tak, że się tego nie spodziewałem. Jestem właściwie szczęśliwy, że nim to nastąpiło ALSA zebrało ponad sto milionów dolarów. To jest sukces. Mam tylko żal do ludzi o dwie rzeczy. Przede wszystkim, że prędzej czy później przestajemy się interesować dlaczego coś się dzieje, i o co właściwie chodzi, a zaczynamy zajmować się samą zabawą, czystym żartem. No i druga sprawa – dlaczego nie potrafimy sami z siebie komuś pomóc, tylko musimy czekać na czyjeś zainteresowanie. Dlaczego zamiast komuś pomóc i być szczęśliwi, musimy się z tym obnosić i wszystkim pokazywać, jacy jesteśmy fajni. Tak, ja też wpłaciłem. Tak, zrobiłem to na długo zanim zostałem wyzwany. Nie, nie wylałem na siebie kubła zimnej wody i nie, nie wyzwałem nikogo innego. Chcecie pomagać? To pomagajcie. Nie czekajcie na gratulacje i pochwały. Zróbcie to tak po prostu, dla siebie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz