Panie i panowie. Nie wiem czy
dostałem się do numeru wrześniowego czy dopiero do październikowego, ale prawdę
mówiąc, zupełnie nie robi mi to różnicy. Tak już jest, gdy opuszczacie dom, w
którym nikogo już nie ma, w którym nikt na was nie czeka, w którym zostawiacie
puste ściany i wspomnienia. Wiem, zaczynam ponuro, lecz jak mam zacząć, gdy
właśnie się z wami żegnam? Nie będzie podziękowań, wiem, że nauczyciele tacy
jak pan profesor Malowaniec czy pani profesor Zielińska zdają sobie sprawę jak
bardzo jestem im wdzięczny, wiem również, że ludzie, którym mógłbym podziękować
za ich pomoc i wsparcie już nie chodzą do tej szkoły. Rozeszli się po świecie i
słuch o nich zaginął. Zamiast tego skupię się na ostatnim przesłaniu, ostatniej
wiadomości do was wszystkich, którzy odważyliście się spojrzeć na linijki tego tekstu.
Wszyscy
przemijamy, wiecie? Na pewno wiecie. Wszyscy już dawno nauczyliście się
odczytywać godzinę z zegara na ścianę, odrywać kartki z kalendarza i czekać na
lato. Wszyscy mieliście też już lekcje historii i wiecie, że faraon Dżoser (lub
Dżeser), czyli ten, który jako pierwszy miał własny grobowiec – piramidę, dawno
już nie żyje. Tak samo jak Imhotep – pierwszy architekt, budowniczy piramid… A
jeśli jeszcze nie wiecie, wkrótce się dowiecie ;)
Nie chodzi
mi jednakże o samą śmierć. Śmierć jest bardzo nudnym przedmiotem rozważań. Jest
to punkt przejścia między życiem a… czymś. Co to jest to „coś”? Wszyscy macie
swoje wyobrażenia. Sam fakt przejścia, śmierci, wyłączenia systemów
podtrzymywania życia jest jednak tylko i wyłącznie faktem naukowym i jako
takowy nie podlega żadnym ciekawym dywagacjom. Nikt przy zdrowych zmysłach nie
zaprzeczy bowiem, że człowiek musi kiedyś umrzeć…
A zatem
nie chodzi o śmierć. Chodzi o to, co się z nami dzieje po śmierci. Mamy kilka
możliwości. Przede wszystkim, i to jest praktykowane przez największą grupę
społeczną, możemy po prostu odejść i zostać zapomnianym. Ewentualnie możemy być
wymazani celowo ze wszystkich ksiąg, pomników, filmów, podpisów, obrazków itd.
itp. etc. Teraz to już jest raczej niepraktykowane, zresztą i tak byłoby to
bezcelowe zgodnie z zasadą „cokolwiek dostanie się do internetu, już nigdy go
nie opuści.” Trzecia opcja, ta, do której dążę od początku, to bycie
pamiętanym, bycie żywym we wspomnieniach i przekazach innych ludzi.
Ja
wierzę, że coś dobrego już zrobiłem, ktoś będzie mnie pamiętał. Może napisałem
coś, co was (albo wcześniejszy rocznik, który z oczywistych przyczyn nie może
tego teraz czytać) kiedyś złapało i nie chciało puścić, może kiedyś coś dzięki
mnie zrozumieliście, a może po prostu z jakiegoś dowolnego powodu
zapamiętaliście, że kiedyś pisałem do tej gazetki. Nie wiem i brakuje mi
środków by to sprawdzić. Wiem tylko, że mam wiarę i nadzieję. Ostatecznie piszę
tu już dwa lata ;)
Raz jeszcze powtarzam – wszyscy
przemijamy, lecz nie to powinno być naszym zmartwieniem. Na razie mamy do
przeżycia kilkanaście – kilkadziesiąt przepięknych lat. To jak je przeżyjemy,
to jak zostaniemy zapamiętani zależy od nas i tylko to powinno być naszym zmartwieniem.
Wszyscy kiedyś odejdziemy (w sensie metaforycznym – wszyscy kiedyś znikniemy ze
schodów 67 LO), powinno nam jednak zależeć na tym by ktoś o nas pamiętał… lub
raczej by ktoś chciał o nas pamiętać. Na samym końcu tej drogi ta pamięć może
być jedyną liczącą się rzeczą, jaką będziemy mieli…
Tekst ukazał się w październiku 2013 roku
w gazetce szkolnej
LXVII LO im. Jana Nowaka-Jeziorańskiego
w Warszawie
Marcinie! Gdzie jesteś? Wróć do nas i coś napisz. Trochę długo i nudno się robi...
OdpowiedzUsuńWrzuciłbyś cokolwiek...
Pozdrawiam
F.