sobota, 11 października 2014

Przemijanie i odchodzenie

 UWAGA
Przedstawiam wam ostatni tekst z serii artykułów do gazetki 67 LO im. J. Nowaka-Jeziorańskiego. Mogą być wewnętrzne żarty ale najważniejsze jak zawsze jest przesłanie końcowe... Miłego czytania :)
I tak, próbuję pracować nad pozostałymi tekstami

Panie i panowie. Nie wiem czy dostałem się do numeru wrześniowego czy dopiero do październikowego, ale prawdę mówiąc, zupełnie nie robi mi to różnicy. Tak już jest, gdy opuszczacie dom, w którym nikogo już nie ma, w którym nikt na was nie czeka, w którym zostawiacie puste ściany i wspomnienia. Wiem, zaczynam ponuro, lecz jak mam zacząć, gdy właśnie się z wami żegnam? Nie będzie podziękowań, wiem, że nauczyciele tacy jak pan profesor Malowaniec czy pani profesor Zielińska zdają sobie sprawę jak bardzo jestem im wdzięczny, wiem również, że ludzie, którym mógłbym podziękować za ich pomoc i wsparcie już nie chodzą do tej szkoły. Rozeszli się po świecie i słuch o nich zaginął. Zamiast tego skupię się na ostatnim przesłaniu, ostatniej wiadomości do was wszystkich, którzy odważyliście się spojrzeć na linijki tego tekstu.

                Wszyscy przemijamy, wiecie? Na pewno wiecie. Wszyscy już dawno nauczyliście się odczytywać godzinę z zegara na ścianę, odrywać kartki z kalendarza i czekać na lato. Wszyscy mieliście też już lekcje historii i wiecie, że faraon Dżoser (lub Dżeser), czyli ten, który jako pierwszy miał własny grobowiec – piramidę, dawno już nie żyje. Tak samo jak Imhotep – pierwszy architekt, budowniczy piramid… A jeśli jeszcze nie wiecie, wkrótce się dowiecie ;)

                Nie chodzi mi jednakże o samą śmierć. Śmierć jest bardzo nudnym przedmiotem rozważań. Jest to punkt przejścia między życiem a… czymś. Co to jest to „coś”? Wszyscy macie swoje wyobrażenia. Sam fakt przejścia, śmierci, wyłączenia systemów podtrzymywania życia jest jednak tylko i wyłącznie faktem naukowym i jako takowy nie podlega żadnym ciekawym dywagacjom. Nikt przy zdrowych zmysłach nie zaprzeczy bowiem, że człowiek musi kiedyś umrzeć…

                A zatem nie chodzi o śmierć. Chodzi o to, co się z nami dzieje po śmierci. Mamy kilka możliwości. Przede wszystkim, i to jest praktykowane przez największą grupę społeczną, możemy po prostu odejść i zostać zapomnianym. Ewentualnie możemy być wymazani celowo ze wszystkich ksiąg, pomników, filmów, podpisów, obrazków itd. itp. etc. Teraz to już jest raczej niepraktykowane, zresztą i tak byłoby to bezcelowe zgodnie z zasadą „cokolwiek dostanie się do internetu, już nigdy go nie opuści.” Trzecia opcja, ta, do której dążę od początku, to bycie pamiętanym, bycie żywym we wspomnieniach i przekazach innych ludzi.

                Ja wierzę, że coś dobrego już zrobiłem, ktoś będzie mnie pamiętał. Może napisałem coś, co was (albo wcześniejszy rocznik, który z oczywistych przyczyn nie może tego teraz czytać) kiedyś złapało i nie chciało puścić, może kiedyś coś dzięki mnie zrozumieliście, a może po prostu z jakiegoś dowolnego powodu zapamiętaliście, że kiedyś pisałem do tej gazetki. Nie wiem i brakuje mi środków by to sprawdzić. Wiem tylko, że mam wiarę i nadzieję. Ostatecznie piszę tu już dwa lata ;)


Raz jeszcze powtarzam – wszyscy przemijamy, lecz nie to powinno być naszym zmartwieniem. Na razie mamy do przeżycia kilkanaście – kilkadziesiąt przepięknych lat. To jak je przeżyjemy, to jak zostaniemy zapamiętani zależy od nas i tylko to powinno być naszym zmartwieniem. Wszyscy kiedyś odejdziemy (w sensie metaforycznym – wszyscy kiedyś znikniemy ze schodów 67 LO), powinno nam jednak zależeć na tym by ktoś o nas pamiętał… lub raczej by ktoś chciał o nas pamiętać. Na samym końcu tej drogi ta pamięć może być jedyną liczącą się rzeczą, jaką będziemy mieli…


Tekst ukazał się w październiku 2013 roku
w gazetce szkolnej
LXVII LO im. Jana Nowaka-Jeziorańskiego
w Warszawie

1 komentarz:

  1. Marcinie! Gdzie jesteś? Wróć do nas i coś napisz. Trochę długo i nudno się robi...
    Wrzuciłbyś cokolwiek...

    Pozdrawiam
    F.

    OdpowiedzUsuń