Tak
sobie słuchałem niedawno piosenki pod tytułem „Let Her Go” śpiewanej przez
Passenger i dotknęła ona moje serce w sposób niesamowity (były już wcześniej
takie piosenki, przykład, ale za każdym razem jest w tym uczuciu coś nowego, coś
niezwykłego). Jest przepiękna a głos wykonawcy tworzy jedyną w swoim rodzaju atmosferę. Ale nie o samej linii melodycznej chciałem dziś mówić. Jest tam, bowiem bardzo ciekawa teza, którą chciałbym się dziś zająć a
którą słyszałem również wcześniej pod różnymi postaciami. Co to za teza? „Rozumiesz,
co jest dla ciebie naprawdę ważne dopiero, gdy to stracisz.”
Powiedzenie
podobne, choć oczywiście można na ten temat polemizować, to „nie taki straszny jak go
malują.” Dlaczego podobne? Bo w obu przypadkach musimy zobaczyć coś na własne
oczy (tak jakbyśmy mogli zobaczyć na czyjeś oczy… język polski taki piękny ;) )
żeby zrozumieć jak wygląda prawda. Ktoś, kto o czymś opowiada może coś pominąć,
coś dodać, trochę hiperbolizować (czyt.: przesadzać) albo troszeczkę umniejszać
jakąś kwestię. Powiedzenie to zobaczyłem niedawno na plakacie sowieckim z
Wielkiej Wojny Ojczyźnianej i dlatego użyję teraz tego odwołania – Pod koniec
czerwca 1941 roku w umysłach sztabowców Armii Czerwonej uformował się obraz
niezwyciężonej armii niemieckiej, niezatrzymanego faszystowskiego najeźdźcy.
Obraz ten upadł w 1942 roku, gdy nazistowska maszyna wojenna została zatrzymana
pod Moskwą i Stalingradem, plus fakt, że oblężenie Leningradu wciąż trwało, a
następnie kompletnie rozsypał się w drzazgi w 1943 gdy 2 lutego ostatecznie
upadł Stalingrad, 23 sierpnia ZSRR wygrało bitwę na Łuku Kurskim i III Rzesza
zmuszona została do wycofania się z Charkowa, do tego oczywiście odzyskanie
Smoleńska w październiku i tak dalej, i tak dalej. Ważne jest to, że dopóki
Sowieci przegrywali, armia III Rzeszy wyglądała na niezwyciężoną. Gdy jednak
Niemcy przegrali kilka bitew, Armia Czerwona odzyskała wiarę w siebie i
zatrzymała się dopiero w Berlinie… To nie jest tylko historię wojny, to
metafora naszego życia – może nam się wydawać, że coś jest źle, że dążymy do
absolutnej klęski, lecz w pewnym momencie wszystko się odwraca na naszą korzyść…
Trzeba tylko próbować i się nie poddawać.
W cytacie,
od którego zaczęliśmy i wokół którego powinniśmy się de facto kręcić jest odmienna sytuacja. Zamiast najpierw być w
przegrywającej pozycji (czyt. ZSRR w 1941) a potem zacząć wygrywać (czyt. ZSRR w 1942), my zaczynamy z pozycji
wygrywającej, z pozycji posiadania czegoś. Najpierw mamy elektryczność, mamy
światło, a potem to tracimy i uświadamiamy sobie, że tak naprawdę bardzo nam tego
brakuje. Musimy tego doświadczyć by się tego nauczyć… No chyba, że potrafimy
być jak Otto von Bismarck, który powiedział „ja zawsze wolałem uczyć się na
cudzych błędach.” Wtedy na pewno macie łatwiej w życiu. Ja niestety muszę uczyć
się na własnych błędach i zamiast słuchać się rodziców ostrzegających, że
piekarnik jest gorący, musiałem sam go dotknąć… Cóż. Tak samo jest ze wszystkim
innym. Kiedy macie lato nie zastanawiacie się jak bardzo je kochacie. Dopiero,
gdy przyjdzie śnieg i deszcz, gdy spadną liście z drzew, gdy z deptaków znikną
sukienki, wtedy zauważacie, że zima jest „do kitu.” Kiedy macie pieniądze, nie
zastanawiacie się jak to jest być biednym. Gdy jednak te pieniądze tracicie,
och, to już inna historia. Nagle wszystko wydaje się takie piękne, a
jednocześnie takie drogie… Wyobraźcie sobie teraz taką radykalną, ekstremalną
zmianę w swoim życiu – wyobraźcie sobie, że budzicie się jutro ślepymi, albo
sparaliżowanymi, czy nie zaczęlibyście doceniać tego, że kiedyś widzieliście,
że mogliście się normalnie poruszać? Tak… Doceniamy coś dopiero, gdy to tracimy… (teraz, w tydzień po napisaniu tego tekstu, gdy patrzę jeszcze raz na to wszystko powyżej stwierdzam, że zamiast pisać o wygrywającym ZSRR powinienem był pisać o przegrywających Niemcach którzy nagle doceniają zwycięstwa... Wybaczycie mi, proszę? :) )
Z domem
jest podobnie – mieszkacie gdzieś przez całe życie i nie zajmujecie się faktem,
że czujecie się tam jak w domu. Czujecie się tam dobrze, jakby wszystko było na
swoim miejscu. Dopiero, po jakim czasie, gdy gdzieś wyjedziecie (ale tak na
dłużej) i zobaczycie jak tam jest, zaczynacie rozumieć, jaki świat jest inny.
Po kilku dniach, tygodniach, miesiącach(?) wracacie do domu i macie to uczucie „wróciłem!”
A może to tylko ja… Może ja po prostu zrozumiałem w końcu gdzie się czuje jak w
domu… Nie wiem.
O widzisz, już lepiej z szablonem :) Ja jeszcze Ci polecę takie stronki jak Zaczarowane-Szablony.blogspot.com i Szablonownica.blogspot.com. Ładna grafika w praktycznie każdej tematyce, a już na pewno coś Ci podpasuje.
OdpowiedzUsuńCo do tego cytatu, to po części się z nim zgadzam. To tak jak z tęsknotą. Zobaczysz, jak dobrze Ci z tą osobą, gdy na jakiś czas będziesz musiał żyć bez niej. Ludzie się uczą na błędach i to chyba wiąże się z tą sentencją.
Porównanie z domem... Osobiście lubię podróżować, ale rzadko mam okazje na jakieś kilkudniowe wyjazdy, więc najczęściej żałuję, że muszę już wracać. Ale pewnie gdybym wyjechała na dłużej, bym zatęskniła.
Pozdrawiam!
PS Rozdział ósmy, zapraszam ;) (Sinusoida-Emocji)
Szukałem na zaczarowanych szablonach i szablonownicy, ale chyba jednak na razie chyba sobie odpuszczę ;)
UsuńJa zawsze lubiłem podróżować, zwłaszcza w góry, ale rzeczywiście nie wszyscy mają czas i możliwości by jeździć po świecie (u mnie to był po prostu wyjazd w jedną stronę i teraz zaczynam rozumieć niektóre sprawy...). Cóż, co mogę powiedzieć? Życzę dłuższego wyjazdu gdzie dalej ;)
Wejdę i przeczytam. Obiecuję. Ale daj mi chwilę, bo teraz mam cienko z czasem... :)
Płaczesz?
OdpowiedzUsuńTo zależy. Teraz czy tak ogólnie? :)
UsuńHmmmmm. Teraz i tak ogólnie ;p
UsuńAkurat teraz udało mi się przestać
UsuńA tak ogólnie to wydaje mi się, że wszyscy czasem potrzebujemy gorzko, albo radośnie, zapłakać. Czasami wzruszy nas jakaś piosenka, scena w filmie czy śmierć ulubionego bohatera w książce. To się zdaża ;)
Pozdrawiam, kimkolwiek jesteś ;)