niedziela, 15 września 2013

Admirał Byrd kończy naszą przygodę z UFO

                „Dzień dobry kocham cię...” Niby nie ma żadnej rocznicy ani okazji ale zawsze to inaczej zaczynać od piosenki, prawda? Tak myślałem. Ale świat na nas czeka i dziś zakończymy raz a dobrze naszą wycieczkę historyczną w otchłań UFO. To nie znaczy że wyczerpię temat i nie będzie już o czym pisać. Problem z tym tematem jest taki że każdy coś wie, każdy coś pisze i każdego dnia pojawia się coś nowego. Tak więc kończąc z historią admirała, która wcale nie jest taka długa jak się wydaje, nie zamykam wcale tematu. Wręcz przeciwnie – jeśli ktoś jest tym tematem zainteresowany to zapraszam śmiało to szukania informacji na własną rękę. Internet pęka od tego w szwach. A jeśli będziecie chcieli z kimś się swoimi odkryciami podzielić to napiszcie do mnie. Zawsze to fajnie coś dostać :)
                A tymczasem przenosimy się do roku 1946 gdy z USA wyrusza wyprawa zorganizowana przez kontradmirała Richarda Byrda. Wyprawa ruszała w sile prawie 5000 ludzi i 13 okrętów a jej celami były szkolenia w warunkach polarnych. 27 stycznia 1947 wyprawa dociera do wybrzeży Nowej Szwabii i rozpoczyna „ćwiczenia.” Pierwszych kilkunastu żołnierzy którzy zeszli na ląd w celu sprawdzenia terenu informuje przez radio o „tunelach wykutych w głąb lodu” a nastęnie łączność zostaje zerwana. Zauważono na radarach kilka jednostek podwodnych jednak nigdy nie nawiązano z nimi łączności a wysłane w ich kierunku miniaturowe łodzie podwodne znikały bez śladu. Ogółem, w ciągu kilkunastu dni stracono ponad stu żołnierzy i cztery samoloty. Dowództwo nakazało wyprawie natychmiast wracać, mimo że zapasy wystarczyły na osiem miesięcy. Po powrocie kontradmirał został uznany za chorego psychicznie, za opowiadanie o odnalezieniu zielonych terenów Antarktydy gdzie nadal żyli Niemcy (podobno dowodzeni przez Hansa Kammlera...).
                Byrd w tajemnicy prowadził dziennik w których zapisał wszystko co się działo. Według tego dziennika jego samolot przestał pracować lecz mimo to dalej leciał. Oprócz tego miał rzekomo dolecieć do jakiegoś miasta a witać go mieli wysocy blondyni o niebieskich oczach. Byrd miał się spotkać z jakimś „mistrzem” od którego usłyszał: „Nasze Fugelrady były ostrzeliwane a nawet złośliwie topione przez wasze myśłiwce”. Fugelrad to nasze UFO. Następnie po powrocie do bazy, 11 maja 1947 roku został poinformowany że ma się zachowywać jak żołnierz i trzymać język za zębami...
                Trzy lata później, w 1950 chciano przeprowadzić operację „Deep Freeze” ale ze względu na amerykańską interwencję w Korei zostało to przesuniętę. W 1953, po podpisaniu zawieszenia broni uznano admirała Byrda za zdrowego psychicznie, przywrócono do służby i zlecono zorganizowanie wyprawy. Wyprawa wyruszyła w jeszcze większej sile niż w latach 40, w dodatku wsparta bronią nuklearną. Rozkazy dla admirała były jasne „użyć broni nuklearnej w przypadku zagrożenia misji”. Między innymi Chile i Argentyna natychmiast zaprotestowały przeciwko próbom jądrowym na terenie Antarktydy i oficjalnie żadych takich prób nie było. W 1957 roku wyprawa powróciła do Stanów bez strat w ludziach i sprzęcie. A teraz czas na ciekawostki: W 1958 roku samoloty zwiadowcze RPA zaobserwowały dwa wybuchy nuklearne nad powierzchnią Nowej Szwabii. Amerykanów już tam nie było ale... Byrd umarł zaraz po powrocie do kraju. We śnie w swoim domu w Bostonie. Nikt go nie widział po powrocie, nikt go nie widział w czasie pogrzebu...

                Nie mogę powiedzieć nic na sto procent bo obie te operacje są dziwne. Coś tam się działo i być może tam leży dalsza część historii UFO... Tak czy inaczej nie jestem w stanie tam dotrzeć. Spróbujcie dowiedzieć się czegoś na własną rękę. A nuż wam się coś trafi ;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz