czwartek, 19 września 2013

"Pozdrawiam gorąco jak 'Schleswig-Holschtein' Westerplatte"

                Panie i panowie. Wyrwijmy się z tego cyklu o UFO, wspomnień kolegów którzy są odrzucani przez „płeć piękną” i skupmy się na czymś co pomoże naszym dzielnym maturzystom. Oczywiście żadna z moich prac tutaj nie pomoże im tak po prostu ale zawsze jest jakaś szansa że coś, ktoś z tego wyciągnie. Przynajmniej chciałbym w to wierzyć bo to będzie oznaczać, że ten blog nie jest bezwartościowy :)
Przy okazji, gdyby ktoś nie był zaznajomiony z cytatem z tytułu, jest to cytat z "historycznej" mangi, którą kiedyś przeczytałem. Pokazałbym wam ją z przyjemnością, ale nie pamiętam tytułu, a cytat nie wyrzuca żadnych zadowalających wyników. Tak czy inaczej, jest to swego rodzaju powiedzenie, które się u mnie przyjęło, i którego od czasu do czasu używam
                23 Sierpnia 1939 roku. Moskwa. Dwóch ministrów spraw zagranicznych – Joachim von Ribbentrop i Wiaczesław Mołotow – w imieniu swoich przywódców – Adolfa Hitlera i Józefa Stalina – dokonują podziału m.in. Polski. W efekcie dziewięć dni później o godzinie 4.34 trzy bombowce nurkujące dowodzone przez Oberleutnanta Brunona Dilleya atakują most w Tczewie. Osiem minut później 76 Pułk Luftwaffe bombarduje Wieluń. Wojna jest oficjalnie (to znaczy według wszystkich podręczników) rozpoczęta o 4.45 gdy niemiecki pancernik szkoleniowy – Schleswig-Holstein – ostrzeliwuje Wojskową Składnicę Tranzytową na Westerplatte.
                I tu dochodzimy do tego o czym chcę mówić. Nie będziemy rozmawiać o całej kampanii i o polskich błędach bo... bo nie. Zamiast tego skupimy się na porównaniu sił Polski i Niemiec oraz na możliwościach jakie miała Polska. Dlaczego? Ponieważ przeczytałem cytat z któregoś z dowódców niemieckich. W Norymberdze, po wojnie, mówił że we wrześniu 1939 roku Polska była o krok od zatrzymania naziztowskiej fali. Twierdził że jeszcze dwa tygodnie walk pozbawiłyby Niemców amunicji i paliwa. Czy tak było naprawdę? Nie wiem. Brak mi środków by uznać to jako prawdę. De facto ciężko nawet poznać faktyczne straty niemieckie w ’39. Jedne źródła (oficjalne niemieckie z tamtego okresu) podają 16 tysięcy zabitych, inne (jakiś profesor z uniwersytetu w Yale) podaje 91 tysięcy zabitych a jeszcze inni próbują oscylować w granicach 30-50 tysięcy zabitych... O paliwie nawet nie wspomnę bo jak niby mam sprawdzić stany magazynowe na 1 września 1939 i 5 października 1939? Większość historyków jest zgodnych, że Niemcy przesuwali swoje straty na następne miesiące ażeby nie przestraszyć swojej opinii publicznej...
                Jedynę co mogę zrobić to przytoczyć fakty. A tych trochę jest. Niemcy mimo fascynujących rozwiązań i pomysłu z blitzkriegiem byli nadal armią która od dwudziestu lat nie walczyła a w poprzedniej wojnie sromotnie przegrała (o czym pisałem tutaj). W zamian za to starła się z armią mniejszą ale stosunkowo niezłą która dwadzieścia lat wcześniej zdołała rozbić armię bolszewicką. Teraz przyjrzyjmy się szybko co się dzieje. Oto 1 września armia niemiecka atakuje Westerplatte gdzie broni się 200 żołnierzy polskich z czego ginie zaledwie 15. Po stronie niemieckiej straty sięgają około 300-400 żołnierzy przy czym ich siły na początku walk były na poziome 3000 żołnierzy + pancernik i dwa torpedowce oraz wsparcie Luftwaffe. O godz. 4:50 mjr Henryk Sucharski, komendant placówki przesłał raport Dowództwu Floty: „Pancernik "Schleswig-Holstein" rozpoczął o godz. 4:45 ostrzeliwanie Westerplatte z wszystkich dział. Bombardowanie trwa”. I walki ciągnęły się jeszcze siedem dni.
                Drugi fakt - Wołyńska Brygada Kawalerii pod dowództwem płk. Juliana Filipowicza, powstrzymywała przez cały dzień pełną niemiecką 4 Dywizję Pancerną gen. Reinhardta wspieraną również przez bombowce nurkujące i przy pomocy zaledwie 5 dział i 4 armatek przeciwpancernych zniszczyli 30 czołgów i kilkadziesiąt innych pojazdów. Straty w ludziach mieli niewiele wyższe od Niemców.
                Potem Wizna która dla mnie jest niesamowitym przykładem bohaterstwa Polaków. Już sama statystyka mówi za siebie -> po stronie Polskiej około 360 żołnierzy z 6 działami 76 mm. Po stronie Niemieckiej około 42 tysiące żołnierzy, 350 czołgów, 657 moździerzy, dział i granatników oraz wsparcie Luftwaffe (przez lata uważano, że Raginis posiadał 720 ludzi ale historycy doszli do wniosku że nie posiadał nawet tego -> "Rzeczpospolita" nr. 239 z 2011 roku). Mimo to Polacy bronili się przez trzy dni, do wyczerpania amunicji. Kapitan Władysław Raginis przysiągł że zginie lub wygra. Ponieważ nie mógł wygrać wysadził się razem z kilkoma Niemcami podczas ostatnich walk. Straty niemieckie nie są znane ale legenda mówi o 40 Niemcach na 1 Polaka. Niezależnie od tego warto dodać, że w swoich pamiętnikach Guderian jest raczej przerażony postawą Polaków...
                Kwestia końcowa – kontrofensywa. Bitwa nad Bzurą, bo to o niej mowa, stoczona w dniach 9-22 września miała za zadanie powstrzymać niemiecki pościg za odchodzącymi armiami "Prusy", "Lublin", "Kraków", "Karpaty". Nie będę się tu teraz wdawał w to jak to przeprowadził gen. Kutrzeba (nie przepadam za nim) ale zasadniczo jak na fakt, że Polaków było o 200 tysięcy mniej niż Niemców, można to uznać za udany atak (straty Polskie wynosiły 15 tysięcy a Niemców 8 tysięcy...). Nie można było w żaden sposób wykorzystać sytuacji która się wytworzyła po tej kontrofensywie ze względu na brak dostatecznych sił i środków. Tylko sowieci są w stanie atakować wroga raz za razem i nie patrzeć na straty...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz