poniedziałek, 14 października 2013

"Jest czwartek. Zawsze jest czwartek..."

                Witam ponownie, pani i panowie. Ciężko było ostatnio z zebraniem myśli i zaczęciem pisania ale jakimś cudem się udało. Temat jest dzisiaj prosty ale wcale nie taki przyjemny, a wziął się z ostatniego tygodnia gdy koleżanka cieszyła się, że to już piątek. Już po dwóch chwilach miałem przed oczami poniższy post. Dlaczego? Gdy tylko koleżanka skończyła się cieszyć z piątku, dostała odpowiedź od kolegi: „Jest czwartek. Zawsze jest czwartek...”
                To interesujące. To znaczy dwie rzeczy są interesujące: Nie musimy być filozofami by głosić filozoficzne poglądy, oraz to, że istotnie na naszym padole łez zawsze jest czwartek. Proszę bardzo – rodzimy się, żyjemy, żyjemy, żyjemy a potem już tylko emerytura. I chyba nie muszę wam mówić jak ta emerytura wygląda...
                Podzielmy to szybko na te okresy. Najpierw się rodzimy, tak? Już sam poród nie jest prosty. Ani dla matki ani dla dziecka. Chociaż i tak potem już tylko gorzej. Otóż następnie idziemy do przedszkola (do którego teraz bardzo chętnie bym wrócił...) które, jak sama nazwa wskazuje, jest przed szkołą. Uczymy się „czytać, pisać i rachować” i choć nie jest to aż takie straszne, życie zaczyna nas zaskakiwać. Rodzą się pierwsze przyjaźnie... i pierwsze „miłości”. Jednym słowem – życie.
                A potem jest tylko ciężej – podstawówka, gimnazjum, liceum... Człowiek się uczy, odrabia prace domowe i robi inne zwariowane rzeczy. Znowu przyjaźnie, znowu miłości (te większe i te mniejsze), jakieś zdrady i złamane serca... Teraz podobno „amerykańscy naukowcy” dochodzą do wniosku, że w żadnym innym stadium naszego życia nie jesteśmy tak zestresowani jak w gimnazjum i liceum. To dość znamienne, prawda? Nadal jesteśmy niedojrzali a jednak żyjemy w takim stresie...
                Studia pominę bo pomijając sesje to tam za dużo stresu człowiek nie ma... No oprócz tych momentów gdy trzeba się zastanowić czy lepiej kupić masło czy ketchup w sklepie... A po studiach idziemy do pracy! Korporacja! Pieniądze! Brak wolnego czasu! Jednym słowem – piekło na Ziemi. I tak przez następne kilkadziesiąt lat (przy założeniu, że w ogóle dostaniecie prace ;) ).
                Teraz powiedzcie mi, moi drodzy, w którym miejscu mamy ten metaforyczny „piątek”? W podstawówce go jeszcze mamy, niektórzy co bardziej „zaradni życiowo” mają go nawet w gimnazjum. Problem w tym, że im dłużej mamy ten „piątek” tym gorzej na tym wychodzimy później...
                Nie chcę was demotywować tak wcześnie z rana, ale słowa wypowiedziane w ostatni piątek świetnie obrazują naszą, ludzką egzystencję. Dawno, dawno temu nasze wakacje się skończyły. Przykro mi ale musimy jakoś z tym żyć...
Pozdrawiam i do usłyszenia niedługo :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz