Kiedyś,
dawno temu w liceum napisałem pewne ciekawe wypracowanie dodatkowe. To znaczy
wypracowanie było zapewne tragiczne, ale sam temat jest ciekawy. Tematem były,
bowiem grupy na Facebooku oraz generalnie portal społecznościowy, jako metafora
prawdziwego życia. Dlaczego?
Dawno
temu dosłużyłem się funkcji przybocznego w swojej starej drużynie harcerskiej
(234 WDSH „Feniks” w hufcu Warszawa-Ursynów) i dostałem zaproszenie do Facebookowej
grupy „Rada Drużyny.” Grupa ta była tajna, ukryta, zamknięta, ściśle tajna i
wszystko inne, co tylko możecie sobie wyobrazić. Właściwie podejrzewam, że
nawet CIA nie miała pojęcia o istnieniu tej grupy… Tak czy inaczej dzięki temu
zaproszeniu otworzyły się moje oczy na różne ciekawe sprawy, w tym oczywiście
życie.
Spójrzcie
– Facebook, oraz każdy inny portal społecznościowy, rozpoczyna się od rejestracji,
które są niczym narodziny. Małe dziecko przychodzi na świat nieświadome ogromu
życia stojącego przed nim otworem. Nieskażone kłamstwami, przekrętami,
głupstwami. Potem stopniowo to dziecko poznaje świat, zdobywa doświadczenie,
popełnia głupstwa i zapoznaje się z nowymi ludźmi. Czyż nie to samo mamy na
portalu? Po rejestracji jesteśmy niczym to dziecko – nowi. Przechodzimy przez
jakieś samouczki i filmiki pokazujące, jakie są opcje, jak zaznaczać, jak
pisać, jak zmieniać. W ten sposób poznajemy swoje nowe środowisko, swój „świat.”
Potem przez jakiś czas nie wiemy, co robić. Szukamy znajomych, których znamy w
tak zwanym „realnym życiu” i próbujemy stanąć na własnych nogach. Gdy już to
zrobimy i zrozumiemy jak ten portal działa, zaczynamy popełniać głupstwa.
Dziwny status, zdjęcia, które wskazują na naszą „niepełnosprawność intelektualną” (oby była ona lekka…), znajomości z ludźmi, którzy informują nas
(i cały świat przy okazji) o kompletnych idiotyzmach… W ten sposób zdobywamy
doświadczenie, o ile zrozumiemy, że to był błąd. I tak statusy zaczynają być
stonowane, zdjęcia stają się normalniejsze, rozsądniej dobieramy znajomych
(albo szybko usuwamy idiotyzmy). Stajemy się po prostu doroślejsi, dojrzalsi…
Ale to
nie koniec. To zaledwie początek. Owszem, zdobyliśmy kolegów i doświadczenie,
ale istnieją na tym świecie kluby, grupy i związki zawodowe. I to są właśnie
nasze grupy portalowe. Kiedy idziemy do pracy, zostajemy zaproszeni do grupy
pt. „korporacja”, kiedy wstępujemy do związku zawodowego wchodzimy do grupy pt.
„związek zawodowy górników”, kiedy ogłaszamy światu, że jesteśmy protestantami
dołączamy do grupy pt. „metodyści” i tak dalej, i tak dalej. Nasze życie to
ciągła roszada tych grup. W jedne wchodzimy, z innych odchodzimy. O jednych nie
mamy pojęcia (tzn. podświadomie domyślamy się, że istnieje grupa „ścisłe
kierownictwo korporacji”, ale w niej nie jesteśmy, więc…) inne widzimy bez
przeszkód.
Po
jakimś czasie, może za 5 lat a może za 25 lat, odnajdziemy się w miejscu, gdy grupy,
w których jesteśmy są wystarczające i nie próbujemy szukać dalej. Nie wiem jak
to nazwać. Może to ten moment, gdy zdajemy sobie sprawę, że portal
społecznościowy to nie jest prawdziwe życie? Może to moment, gdy portal
społecznościowy nam służy zamiast nas zniewalać? Nie wiem. Każdy ma chyba swoje
własne miejsce, punkt na osi czasu, do którego dąży. Znam ludzi, którzy kasują
swoje konta na kolejnych portalach i w jakimś stopniu ich podziwiam. Ja wiem,
że nie potrafię. Nie, dlatego że jestem uzależniony i muszę pójść na odwyk,
lecz raczej dlatego, że jest to najłatwiejszy sposób komunikacji i wiele spraw
związanych również ze szkołą załatwiam poprzez Facebook…
A teraz
brutalna prawda – nie mam zielonego pojęcia, co ten tekst miał wam udowodnić,
przekazać – czy to, że metaforą życia może być wszystko? Być może. Czy to, że musimy
znaleźć złoty środek między internetem a życiem? Pewnie w jakimś stopniu tak. A
może po prostu zmusić was do abstrakcyjnego myślenia? Tak, to też. Abstrakcyjne
myślenie jest ważne. Inaczej mózg się zwyczajnie przegrzewa…
Pozdrawiam, do
napisania wkrótce :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz