czwartek, 13 marca 2014

Pod Dyktando Społeczeństwa

Panie i panowie. Matury zbliżają się coraz szybciej a wraz z maturami drogi co poniektórych pójdą w świat szybciej niż niemiecki Blitzkrieg, dlatego też dzisiejszy tekst będzie o zmianach, o globalizacji, o technologii, o społeczeństwie… O wszystkim co może i o wszystkim co chce zmieniać nasze życia.
                Globalizacja, moi mili, to różne procesy powodujące integrację państw i współzależność kolejnych środowisk, czyli w skrócie zapewnienie wam telefonów, samochodów, telewizorów czy chociażby gumowych kaczuszek produkowanych w Chinach. Dzięki globalizacji (oraz tragicznym decyzjom Rady Ministrów) Polacy od wielu lat mogą tłumnie wyjeżdżać do Anglii za pracą i „kieliszkiem chleba.” Zacznijmy od przyswojenia sobie kilku plusów, typu umożliwienie ludziom na całym świecie porozumieć się jednym językiem (na razie jest to angielski ale poczekajmy aż Chińczycy się zmobilizują…), likwidacja barier handlowych i lepszy przepływ towarów. Musimy również zauważyć że globalizacja rozwija się od wielu, wielu lat. Pierwszym językiem międzynarodowym (o ile pomijamy łacinę, jako język martwy) był francuski (od XVIII wieku) i gdy oficerowie (bodajże IV) Koalicji Antynapoleońskiej spotkali się w Moskwie, wszyscy mówili do siebie po francusku. Zresztą dzisiaj język ten nadal odgrywa dużą rolę i jest językiem urzędowym 31 krajów oraz jednym z języków administracyjnych 19 różnych organizacji takich jak Międzynarodowy Trybunał Sprawiedliwości. Lepszy przepływ towarów czy szybsze upowszechnianie nowych technologii również jest kontynuowane od wielu lat choć początkowo na mniejszą skalę w ramach sojuszy wszelkiej maści ażeby tego sojusznika wesprzeć przeciwko jakiemuś wspólnemu wrogowi. Ale, ale. Wymienianie plusów nie zmienia faktu iż są też minusy (i to jest niejako nasz dzisiejszy temat), takie jak kryzysy które z jednego państwa przenoszą się bardzo szybko na następne (najlepszy przykład – Wielki Kryzys z roku 1929), czy ujednolicenia i zmienianie kultur innych krajów na wzór kultury bogatszego i silniejszego państwa. Jak, ktoś zapyta? Chociażby poprzez sieć McDonald’s czy reklamy na których widzimy że całe swe życie należy przepracować w jakiejś dużej korporacji. W efekcie społeczeństwa zmieniają się jedząc coraz więcej produktów które powoli nas zabijają, coraz więcej pracując, wykazując coraz mniejsze zainteresowanie by mieć dzieci… Do tego społeczeństwa zmieniają się na modłę oddolnych ruchów i przykładem może być ruch hippisowski który w Polsce rozpoczął się już w pod koniec 1967 roku, po przedrukach z prasy amerykańskiej i którego ciekawym aspektem było picie „kompotu”, czyli wywaru z maku zawierającego heroinę. I to nie tak że ludzie tego chcieli i że ruchy tego typu zaczęły się wcześniej. Wszystko to wyszło z Ameryki 14 Stycznia 1967 poprzez wykładowcę psychologii Timothy’ego Leary’ego. I jak się oczywiście domyślacie to nie jedyny przykład. Przykładem jest fakt że apteczka bez symbolu korporacji kosztuje 20 zł a apteczka ze znaczkiem Nike, Pumy czy jakąś podróbką Czerwonego Krzyża kosztuje 80 zł (to byłby lepszy przykład do komercjalizacji ale tutaj też ujdzie). Codziennie na ulicy widzimy setki reklam które nawołują nas do kupowania konkretnych produktów, do interesowania się konkretnymi markami. Możemy ich nie kupować, możemy je omijać ale co będzie gdy nasi bliscy będą na nas patrzeć z dystansem bo nie używamy tychże przedmiotów? Czy nie zmienimy się wtedy? Oto przykład zmieniania człowieka pod dyktando społeczeństwa które go otacza.
                A ja? Czy mnie zmieniła ta cała globalizacja przez prawie półtora roku? Pomijając fakt że straciłem swój militarny styl (nadal go kocham ale z pewnych niezależnych ode mnie czynników musiałem go zarzucić) i lepiej mówię po angielsku nie zmieniłem się ni o milimetr. Nadal piszę czy to do was, czy to dla przyjemności, nadal mówię po polsku i poprawiam wszystkich łącznie z samym sobą, nadal jestem leniwy i w dalszym ciągu uwielbiam czytać (choć po angielsku idzie mi to jak po gruzie…). Nie, nie piszę tego po to żeby idealizować siebie w jakikolwiek sposób. Próbuję, jak zwykle, przekazać wam coś wartościowego. Co dokładnie?
                Było kiedyś takie hasło: „Adapt or die” (wolne tłumaczenie: „Maszeruj albo giń”). Całe nasze życie (zwłaszcza w Legii Cudzoziemskiej skąd pochodzi to hasło) to przystosowywanie się do nowych warunków, nowych przeciwności losu. Cała zabawa jest w tym by znaleźć równowagę pomiędzy byciem zawsze sobą a przystosowywaniem się do zmieniającego się naokoło nas życia. Nie zawsze bowiem zmiany narzucane nam przez ludzi na około będą dla nas dobre. I w ten sposób moi drodzy moja walka na dziś się kończy – znajdźcie złoty środek w swoim życiu i nie dajcie nikomu tego zmienić. Tylko wy wiecie kim naprawdę jesteście i przede wszystkim wy powinniście się z tym dobrze czuć. Pamiętajcie o tym zwłaszcza gdy w poszukiwaniu studiów rozjedziecie się po świecie…



Tekst ukazał się w marcu 2014 roku
w gazetce szkolnej
LXVII LO im. Jana Nowaka-Jeziorańskiego
w Warszawie

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz