Panie i
panowie, jakiś czas temu rozmawialiśmy sobie o wojnie, prawda? Dzisiaj z tego powodu
chciałbym przytoczyć wam dwie ważne postacie w światowej wojskowości: Chiński
generał Sun Tzu oraz Niemiec (pruski generał) Carl von Clausewitz. Nie, nie,
nie. Nie będę ich porównywał i mówił o ich życiach. Uwierzcie mi, jest to temat
niesamowity i polecam „Sztukę Wojny” Sun Tzu (link po angielsku bo w polskiej wersji językowej to właściwie nie wiadomo o co chodzi...) i „O Wojnie” Clausewitza, niemniej
jednak skupię się tylko na dwóch aspektach – Co jest wyznacznikiem zwycięstwa
nad wrogiem? Jakie są zasady strategiczne?
Sun Tzu
mawiał: „Szczytem umiejętności jest pokonanie przeciwnika bez walki” oraz pokazywał
sześć zasad: rozpoznanie, fortel, zaskoczenie,
manewr, działania pośrednie, presja psychologiczna. Wyznawał taktykę, że „wojsko
najpierw zwycięża a potem maszeruje do walki.” Clausewitz (który był wybitnym teoretykiem,
ale 90% swoich bitew przegrał w fatalny sposób) twierdził odwrotnie: "Można
sobie wyobrazić umiejętną metodę rozbrojenia i pokonania przeciwnika bez
wielkiego rozlewu krwi, co jest proponowane przez „Sztukę Wojny”." Następnie
nieco później pisze, że bardzo ładnie brzmi to na papierze, lecz wojna jest
nieprzewidywalna i jeden błąd doprowadza do rzezi na polu bitwy, dlatego też
powinno się od początku dążyć do zmiecenia wroga z powierzchni Ziemi. Dodatkowo
przedstawił nieco inne zasady strategiczne: zmasowanie,
cel, ekonomia sił, prostota, zaskoczenie, jedność dowodzenia, ubezpieczenie, ofensywa,
manewr.
Panowie
zgadzają się, co do zaskoczenia, ale wszystko inne już się zmienia (jeszcze
manewr się zgadza, ale chodzi o coś innego). Po części wpływa na to fakt, że za Clausewitza
walczyły dużo większe rzesze wojska. Z tego powodu trzeba było zmienić
założenia i wprowadzić chociażby prostotę. Dlaczego? A jak sobie wyobrażacie
uzbrojenie 480 tysięcy Francuzów w różne karabiny podczas ofensywy w Rosji?
Albo jak sobie wyobrażacie budowanie różnych dział? Trzeba było wprowadzić
odgórne założenia, że działa 6 funtowe mają mieć taki kaliber a 12 funtowe taki
kaliber. Dzięki temu kula do jednego 12 funtowego działa pasowała do każdego 12
funtowego działa i można było zwiększyć produkcję. Zmasowanie? Ofensywa?
Manewr? Jeśli chcemy zrobić z przeciwnika krwawą miazgę po drugiej stronie łąki
to musimy sprawić by nas trafiał jak najrzadziej, a przy tym musimy mieć
wystarczająco dużo sił by go zmieszać z błotem. Jedność dowodzenia? Jak kapitan
padnie to porucznik przejmuje dowodzenie i atak może być kontynuowany. A ten „wielki
rozlew krwi”? Sprawa też jest stosunkowo prosta – państwo upadnie tylko wtedy, gdy nie będzie miało żołnierzy do walki z wrogiem i nie będzie miało kogo
powołać pod broń. Nie możemy rozpędzać wroga i nie wyrządzać mu poważnych
strat! Za tydzień dowódcy zbiorą towarzystwo z powrotem i uderzą ponownie.
Należy uderzyć, zniszczyć i pójść dalej nie oglądając się za siebie. Jeśli
będziemy mieli szczęście, po zniszczeniu wystarczającej ilości wrogich jednostek
nasz wróg się po prostu podda będąc przerażony swoimi stratami. Przynajmniej
zgodnie z Clausewitzem.
Sun Tzu
to trochę starsza szkoła jazdy i jest to wszystko trochę bardziej
idealistyczne. Co to znaczy? To znaczy, że samą swoją obecnością możemy zmusić
wroga do uległości. Wystarczy, że staniemy na odpowiednich pozycjach, pokażemy
że jesteśmy wspaniali i potężni, a wróg zaciśnie zęby i się podda. Ewentualnie
należy uderzyć i brać wrogich żołnierzy do niewoli… Albo raczej spowodować by
sami się nam poddali. Spójrzmy na jego zasady. Musimy poruszać się szybko by
zdezorganizować wroga – dziś jesteśmy tu, jutro tam a pojutrze pod stolicą.
Wróg nie ma pojęcia gdzie zorganizować opór. Fortel? Jeśli wróg stawia opór to
upozorujmy naszą obecność w innej części kraju i odciągnijmy ich od nas. Manewr
i presja psychologiczna się niejako pokrywają – żołnierze wroga nie mając
pojęcia czy jesteśmy za nimi czy przed nimi mają mniejsze chęci do walki. Są po
prostu przerażeni naszą szybkością…
To
teraz słowo zakończenia – obaj panowie wnieśli swoje doświadczenia do rozwoju
wojskowości i obaj są niesamowicie cenieni. Jednak nie są oni jednakowi. Sun
Tzu pragnie zniszczyć wolę przeciwnika i sprawić, że będzie uciekać w popłochu.
Clausewitz chce się po prostu przemaszerować po wrogu i sprawić, że nie będzie
mógł się podnieść z ziemi. Kto jest lepszy? Nie wiem. Ja uważam Carla von
Clausewitza za teoretyka bardziej dostosowanego do dzisiejszego pola bitwy ale
jeśli chcecie się nad tym zastanowić sami, przeczytajcie KSIĄŻKĘ (choć chyba
faworyzuje ona Sun Tzu…).
Pozdrawiam :)
Bardzo upraszczasz tezy obu panów (choć Clausewitz mówił, że na wojnie tak musi być;)
OdpowiedzUsuńTrzeba zauważyć, że skupiali się na dwóch nachodzących na siebie, ale jednak różnych polach.
W wypadku Sun Tzu mówimy o strategii - tym jak powinniśmy się do wojny przygotować i co zrobić, aby wojny nie było (jak zauważyłeś, do tego ten myśliciel dążył).
Clausewitz natomiast (odnosząc się tylko do tego, co napisałeś Marcinie) jest "tylko" taktykiem. Wszystko, co o jego teoriach napisałeś, odnosi się do tego działu nauki o wojnie (wskazuje na to choćby punkt "ubezpieczenie").
Nie zgodzę się z Tobą, że doktryna młodszego teoretyka jest bardziej aktualna - wystarczy dostrzec, że coraz większą rolę odgrywa planowanie, ataki w najmniej spodziewanych miejscach i czasie (lotnictwo i siły specjalne) oraz propaganda, czyli...
Rozpoznanie, fortel, zaskoczenie, manewr, działania pośrednie i presja psychologiczna. Można powiedzieć, że dopiero teraz wypełnia się treścią to, czego chińczyk nie mógł sobie nawet (prawdopodobnie, chociaż taki geniusz...?) wyobrazić z powodu braku techniki.
Skoro przy tym jesteśmy, to w artykule przydałby się jakiś wstęp - kiedy, z kim, jakimi środkami itd. - interesująca jest wzmianka o przegranych bitwach Clausewitza. Mógłbyś rozwinąć?
Pozdrawiam,
Kozioł
P.S. A czy wiadomo coś nt. zwycięskich bitew Sun Tzu?
Teoretyk teoretykowi nierówny...
Spróbowałem ich mniej więcej porównać, więc możliwe, że momentami poleciałem po tzw. „łebkach.” Możliwe, że za jakiś czas rozwinę trochę temat Sun Tzu, ale na razie mam tylko ogólny zarys takiego tekstu…
UsuńPanowie żyli w innych epokach, więc i poglądy mieli różne, ale o ile faktycznie coraz bardziej polegamy na uderzeniach z zaskoczenia w dalszym ciągu musimy wdeptać przeciwnika w ziemię. Doktryna Sun Tzu (presja psychologiczna zmuszająca przeciwnika do poddania się) nie jest możliwa teraz ani nie była możliwa przez ostatnie kilkadziesiąt lat. Spójrz na Pierwszą Wojnę Światową – czy Niemcy podpisali kapitulację, bo się bali i nie wiedzieli gdzie Ententa uderzy? Nie. Oni się poddali, bo nie mieli już, kogo powoływać pod broń…
Sun Tzu przedstawia, więc dobre rady, co robić przed wojną, ale gdy wojna już wybuchnie wolałbym iść za głosem Clausewitza. W Afganistanie też koalicja wygra tylko w sytuacji, gdy ostatni Talib będzie wąchał kwiatki od dołu…
Jeśli chodzi o przegrane bitwy Clausewitza to na pewno walczył pod Jeną-Auerstedt i pod Borodino. W obu bitwach dowodził oddziałami, choć nie potrafię znaleźć na to potwierdzenia na Wikipedii (a na szukanie głębiej jestem teraz zbyt leniwy…). Co zaś się tyczy zwycięskich bitew Sun Tzu to gdyby nie „Sztuka Wojny” to byśmy nawet nie wiedzieli, że on istniał. Nie ma żadnej dokumentacji świadczącej o tym, że brał udział w jakiejkolwiek bitwie. Ba! Trwają spory jak się naprawdę nazywał, bo podawane jest czasem imię Wu Tzu zamiast Sun Tzu…
Pozdrawiam również