Panie i
panowie. Witam ponownie. Dziś zamiast zajmować się poszczególnymi tekstami (tak
jak poprzednim razem i tak jak w następnym wpisie) chciałbym żebyśmy wspólnie
zastanowili się nad tym, dlaczego w ogóle piszemy te wiersze i listy. Przecież
rozmowy zwłaszcza w cztery oczy są lepsze szybsze i pozwalają więcej wytłumaczyć, i od razu można odpowiedzieć na wszystkie pytania…
Zresztą ankieta pokazała, że wcale nie byliście jednoznaczni przekonani do
pisania listów miłosnych ;)
Niektórzy
mówią, że lepiej rozmawiać, że trzeba odważnie walczyć o swoje. Inni są zbyt
ostrożni, zbyt nieśmiali, za bardzo boją się odrzucenia. Chcemy powiedzieć, co
czujemy, bo to dla nas ważne, ale boimy się, że to może boleć, jeśli druga
strona będzie wolała nas odrzucić nie gotowa do czegoś takiego. Wtedy z pomocą
przychodzi nam kartka i długopis (niech was ręka Boska chroni przed pisaniem
listów miłosnych przez Internet/sms) i możemy się rozpisać, otworzyć, pokazać
nasze wnętrze i nasze uczucia. To potrafi być niesamowite, gdy siadamy przed
kartką z zaledwie ogólnym zarysem i po piętnastu minutach czytamy list, który
nierzadko pokazuje więcej niż chcielibyśmy przyznać…
Lecz
mimo wszystko to nie tak, że to jakaś nowa praktyka. Jak pokazaliśmy niedawno
już starożytni o tym pisali i to nawet w takich księgach jak Biblia, a potem to
wcale nie zaginęło. Dante Alighieri w sonecie XXVI piszę o miłości okrężnie,
opisując przedmiot tegoż uczucia, lecz nie samą miłość. Johann Wolfgang Goethe
w swoim „Kobieta pisze” podchodzi do sprawy podobnie, choć inaczej zarazem.
Przede wszystkim nie pisze o sobie, ale z perspektywy kobiety i to jest właśnie
różnica, później jednak opisuje jak ważny jest dla niej jej wybranek i jak
trudne jest rozstanie z nim. Goethe również nie nazywa uczucia po imieniu, lecz
wiemy doskonale, o czym mówi. Ale dlaczego? Dlaczego o tym pisali?
No
dobra. Może to złe pytanie. Byli przecież poetami, pisarzami, artystami. Pisali,
bo z tego żyli, to chcieli przekazać i taki mieli pewnie humor. Należy zadać pytanie,
dlaczego my piszemy. Cóż… przede wszystkim uważam, że jakiekolwiek wyznania
brzmią zdecydowanie lepiej na papierze niż słownie. Kiedy piszesz masz czas
ażeby wszystko przemyśleć, dobrać metafory i przenośnie, (jeśli chcecie
oczywiście, nie namawiam was do niczego) i zastanowić się jak to wszystko
będzie brzmiało. Kiedy rozmawiasz nie zawsze masz czas by o tym wszystkim
pomyśleć i efekt potrafi być zdecydowanie gorszy. Dodatkowo żeby rozmawiać
szczerze o sobie i swoich uczuciach trzeba się czasem wykazać niemałą odwagą.
Pisanie listu jest znacznie prostsze. Zawsze takie było. Łatwiej było się też
ewentualnie wszystkiego wyprzeć gdyby sprawy poszły złym kursem… Kolejny powód?
Wspomnienia. My, ludzie, jesteśmy niedoskonali. Zapominamy, przeinaczamy i
ucinamy. List za to zachowuje wszystko nawet przez wiele, wiele lat. Nawet, gdy
wszystko przeminie, gdy wszystko się skończy (i znowu trzeba będzie pojechać do
sklepu) list będzie miał wszystko na tym samym miejscu. Listy są takimi
średniowiecznymi dyskami wymiennymi, na których można zapisywać dane. Rozmowa
nigdy nie miała i nigdy nie będzie miała takiego statusu…
Panie i
panowie. Ja wam niczego nie narzucam. Chcecie rozmawiać? Rozmawiajcie. Ja pozostanę
przy kartce i długopisie i tak będę zapisywał swoje uczucia. Do tej pory ta
taktyka sprawdza się idealnie i jedno dziewczę o jeziorze odbijającym się w
oczach lubi moje listy. Może to po części, dlatego, że nie bardzo mamy jak teraz
rozmawiać…?
Pozdrawiam was wszystkich :)
Pozdrawiam was wszystkich :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz