piątek, 4 lipca 2014

Przejmowanie się maturą

                Wyniki matur zostały poznane przez rzesze ludzi osiem dni temu. Nieco wcześniej usłyszałem od jednej osoby, że przejmuje się straszliwie tym, jakie będą wyniki. Od kogoś innego dowiedziałem się z kolei, że wolała sprawdzić wyniki o wpół do drugiej w nocy w razie gdyby miała płakać. Nie zamierzam podawać tu żadnych danych osobowych ani wskazywać ludzi palcem, bo wiem, że nie wszyscy lubią, gdy wyciąga się ich przerażenie na światło dzienne. Niemniej jednak nie mogę tego pominąć i po prostu przejść obok. Poniższy tekst jest, zatem odpowiedzią dla tych wszystkich, którzy martwią się aż za bardzo egzaminami, które napisali, głównie maturą.

                Przede wszystkim w opinii pierwszej pojawiło się zdanie, że ludzie siedzą pod kocem i płaczą, bo mają wrażenie, że egzamin pokaże tylko ich głupotę, a nie wysiłek włożony w naukę. Dodatkowo nie mają na nic ochoty i chcą całą tą sytuację po prostu „przewegetować.” Druga osoba na moje pytanie czy nie mogła poczekać do rana odparła „Nie, bo gdybym się rano popłakała to bym się nie uspokoiła do wyjazdu po wyniki a teraz mam całą noc.” Rozmawiałem z innymi ludźmi, ale w większości przypadków spotykałem się raczej z olewaniem wyników, pogodzeniem się z przegraną, wiarą w dobre wyniki… Te dwie opinie poruszyły mnie w szczególny sposób.

                Chciałbym zauważyć, że kompletnie nie rozumiem tego fenomenu. Po co przejmować się napisanym już testem? Czy to coś zmieni? Czy poziomem swojego zmartwienia przekonacie komisję egzaminacyjną? Po egzaminach gimnazjalnych poszliśmy z dwoma kolegami na bilard – pośmiać się, pogadać i pożegnać się po końcu gimnazjum. Nie przejmowaliśmy się wynikami, poprawnymi odpowiedziami, dodatkowymi obliczeniami. Nie. To było już za nami. Stresować to się mogliśmy wcześniej. Po SAT tak samo – nie chciałem rozmawiać o odpowiedziach i o tym jak mi się wydaje, że napisałem. To było bezcelowe. Mówienie o założeniach może spowodować duże rozczarowanie... Zamiast zamartwiania się napisanym egzaminem poszedłem coś zjeść (to był dobry obiad… ;) ). Wiedziałem, oczywiście, że wiedziałem, że coś zawaliłem. Nie mogło być przecież idealnie. Niemniej jednak bez sensu byłoby rozpaczanie.

                Dlaczego? Już mówię – Co mogę zrobić, gdy wiem, że zawaliłem coś na bardzo ważnym egzaminie? Czy mogę położyć się na ziemi i płakać? Czy mogę zacząć błagać Boga, by wszystko było dobrze? To pierwsze nic nie zmieni, na to drugie już za późno. Niestety, ale martwić się egzaminami można dopóki się ich nie napisze. Gdy więc egzamin został przez was napisany, jedyne, co możecie zrobić to zacytować „Zemstę” („Niech się dzieje wola Nieba, z nią się zawsze zgadzać trzeba”) i iść dalej. Życie się nie zatrzymuje, my też nie możemy… 

1 komentarz:

  1. Nigdy nie sprawdzam odpowiedzi po napisanym sprawdzianie. Czy to zwykła kartkówka, ważny sprawdzian z matmy czy też egzaminy jak matura czy zawodowy. Po co się tym przejmować i martwić na zapas? Będzie co ma być. Po napisaniu już nic nie zmienię. A najgorsze, co może być to rozmowy o prawdopodobnych odpowiedziach, wynikach itp. Nienawidzę tego i uciekam od ludzi, którzy wkraczają na taki temat.

    OdpowiedzUsuń